Ostatnio sporo współpracuję z osobami, które są na zakrętach życiowych i chcą, a czasem muszą coś zrobić.

Pytają wówczas jak zacząć, co zrobić, jak dokonać wyboru?

 

Myślę, że generalnie w życiu wszystko zaczyna się od tego, jak to było z nami w przeszłości.

Czy jako dzieci mieliśmy szansę dokonywać wyborów, czy raczej dokonywano ich za nas.

Czy słyszeliśmy od naszych bliskich: „ja wiem lepiej”, „ty jesteś za mały, żeby decydować”, a może „dzieci i ryby głosu nie mają”…

 

A może pozwalano nam samym zdecydować?

 

Co jest dobre a co złe, według nas, nie według opinii innych.

I potem te wzorce przenosimy dalej.

Wierzę, że wszelkie wybory mają podłoże w naszych normach, zasadach, wartościach i przekonaniach.

Jeśli naszą wartością jest zdrowie, to nie mamy kłopotu z wyborem, czy chcę zapalić papierosa, czy raczej zainwestować czas w spacer.

 

Jeśli jesteśmy wegetarianinem nie trzeba nas przekonywać, że wolimy sałatę od wędliny.

 

Jeśli natomiast nauczono nas szacunku dla starszych, nie potrzebujemy, aby zdecydować, czy odśnieżymy babci podjazd, czy zignorujemy temat.

 

I nie zamierzam tu tworzyć filozofii o dobrych czy złych uczynkach.

Dla mnie to kwestia zasad i wartości.

 

Problem pojawia się wówczas, gdy tych norm w nas nie ma.

Nie ma, bo nie było ich w naszym domu i otoczeniu.

Obowiązuje „wolna amerykanka”, a my mamy ciągłe wewnętrzne dylematy, czy postąpić tak, czy owak.

Wówczas wybory, których dokonujemy mogą w przyszłości nas samych mocno zaskoczyć.

 

A z czym wiąże się dokonywanie wyborów?

 

Ze słowem, które dla części z nas jest absolutną abstrakcją i wielką trudnością.

 

Decyzje!

 

To obszar, który stanowi spore wyzwanie.

Bowiem tu nie chodzi tylko o mówienie.

Tu trzeba już zacząć działać, wykonać ruch, zrobić…cokolwiek…

 

Kiedyś usłyszałam takie powiedzenie: „Wszystko jest trudne do momentu podjęcia decyzji”.

 

Bo kiedy już zdecydujesz, po prostu idziesz w kierunku zrealizowania decyzji.

Działasz, masz rezultaty.

Być może nie takie jakich się spodziewasz, ale są jakiekolwiek.

I wówczas można korygować to, co się dzieje.

 

Są ludzie, którzy przyjmują strategie kompletnie odmienne.

 

Czekają, analizują wiecznie, zastanawiają się i nie podejmują decyzji.

Często ze strachu przed konsekwencjami.

A przecież, brak podjęcia decyzji i tkwienie w stanie aktualnym, to wbrew pozorom też… decyzja.

Jeszcze inni, zamiast zdecydować samodzielnie, oddają się w ręce losu.

Horoskopu, wróżki czy jasnowidza.

 

Albo nieustająco swoje decyzje uzależniamy od otoczenia, od innych.

I jeśli ci inni stanowią rzeczywiście mentorów, są fachowcami w temacie to być może warto zasięgnąć ich opinii.

Jednak my często w tematach swoich decyzji pytamy ludzi, którzy bazują tylko na swoich opiniach, a nie ma tu żadnego racjonalnego podłoża.

 

Często słyszę jak ktoś o inwestowanie pieniędzy pyta szwagra mechanika, albo bazując na opinii swojego fryzjera decyduje się pójść na studia lub nie.

 

I nie mam nic do fryzjerów, mechaników czy innych zawodów.

Chodzi raczej o to, że kiedy nie wiem jaką decyzję podjąć, to albo pytam kogoś kto ma rezultaty w tej materii albo słucham samej siebie i podejmuję ryzyko.

 

Strategia nie dokonywania wyborów i nie podejmowania decyzji jest raczej krótkofalowa.

 

Jednak stosowana przez wielu.

 

Płyną oni z tłumem przeciętności, nie decyzyjności i masy, która każe im żyć z dnia na dzień, z hasłem naczelnym na ustach: jakoś to będzie”…

 

Jeśli wolimy inaczej, to nie ma opcji, czas wziąć swój los w swoje ręce i wybierać i podejmować decyzje!

Fot. Wojciech Nowakowski