Jadąc dzisiaj w kierunku południa Polski, standardowo czytałam książkę.
Oczywiście w wersji audio :)
Była średnich lotów.
Pomyślałam sobie: ok, jeszcze jeden rozdział.
Jeśli się nie rozkręci, wymieniam płytę.
No dobra-słucham
I tak do piątego rozdziału…
I kiedy już miałam wysuwać dysk, „niebieski” (stonowany, spokojny, powolny) głos nagle wydobył słowa, które są powodem tego wpisu…
„Kiedy włożysz do gorącej wody marchewkę, ona zmięknie.
Kiedy włożysz do gorącej wody jajko, ono stwardnieje.”
Eureka!
Pomyślałam sobie: wow!
Zupełnie jak w życiu.
To samo środowisko, inne rezultaty.
Te same możliwości, różne wyniki.
Ta sama rzeczywistość, inne przekonania.
A wokół?
Jak to z nami jest, że, wydawać by się mogło, żyjemy w tych samych okolicznościach, mając do dyspozycji te same zasoby, a mamy tak różne efekty naszych działań.
Mamy wokół tę samą pogodę.
Te same decyzje polityczne.
Płacimy tą samą walutą.
Mieszkamy w tym samym mieście czy kraju.
A nawet jeździmy takim samym autem, też mamy dzieci i kredyt.
A tak wiele różni nas na poziomie tego, co zamyka proces-efekty.
Od czego to zależy?
Co na to wpływa?
Wychowanie?
Środowisko?
Przekonania?
Nawyki?
A może tylko, albo aż, nastawienie?
Sposób w jaki postrzegamy świat.
Czy nasza szklanka jest do połowy pusta czy pełna?
Czy deszcz na nas leci, czy nas olewa?
Czy miękniemy czy się utwardzamy?
Ja wierzę, że wybór w wielu sytuacjach zależy od nas.
A jak nie chcemy mięknąć ani twardnieć, może po prostu poczekać, aż woda ostygnie?
Takie przemyślenia z hotelowego łóżka…
Ze śląskim pozdrowieniem :)