Upał od kilku dni.
A ja siedzę w swoim domku, temperatura przystępna.
Tak został zbudowany, że na zewnątrz upał, a u nas przyjemny chłodek.
Z pewną dozą nieśmiałości obserwuję szturm, który trwa na polskich plażach.
Szczególnie tych nad morzem.
Jakiś czas temu, wraz z przyjaciółmi byliśmy również nad polskim Bałtykiem.
Pamiętam wówczas komentarz mojego przyjaciela.
Tak Twój Piotrze :)
O matko, na tej plaży same Janusze?
Jak to, On wszystkich zna?
Szybko zorientowałam się, że to „przydomek” polskiego ojca rodziny, z wydatnym brzuchem, jedzącego kukurydzę na plaży i popijającego piwo z plastikowego kubeczka.
Ups!
I oczywiście nie mam nic przeciwko Januszom, a szczególnie zimnemu piwku, ale…
Kiedy słyszę, że trzeba pójść na plażę o 5.00 rano!
Na urlopie wstać na budzik!
Żeby zająć miejsce na plaży.
To wymiękam.
ONI są wszędzie
Dziś zrozumiałam, że polscy Janusze są też na wakacjach zagranicznych.
Kiedy już zwlekłam się w południe z łóżka, ONI wołali do mnie z wyrzutem, że już tyle słonka zmarnowałam.
ONI już przed śniadankiem mi leżaczek trzymali…, a mnie nie było.
Więc miłej pani z Niemiec ofiarowali :)
Jakoś się ogarniałam i miejsce się znalazło i po 13.00.
Na najbliższe dni zapowiada się upał, a ja jutro zabieram moich bliskich do Sopotu.
Już nie mogę się doczekać TEGO widoku :)
Zostaniemy w Trójmieście.
Nie jedziemy na Władysławów, podobno wszystkie kwatery zajęte.
Wniosek
Czy Janusze są nie ok?
Nie, są nasi polscy.
Nawet ich lubię, czuję się wówczas, bezpiecznie, jak w domu.
Tak sobie tylko myślę, ileż w nas charakterystycznych cech, zachowań, nawyków.
Takich „januszowych”…
Z pozdrowieniami dla wszystkich z brzuchami!
Wiem, co widzę w lustrze :)