Ostatnie dni były małym czasem próby dla mnie.
Moje ciało zaczęło upominać się o uwagę.
Bolało mnie tu i ówdzie.
Szybko się emocjonowałam, podnosiłam głos i miałam bardzo mało cierpliwości.
I ten stan trwał już kilka tygodni.
Zatem zaczęłam myśleć, co się dzieje?
Szewc bez butów…?
Zastanawiałam się, jak to możliwe?
Ja, która uczy innych szczęśliwego życia.
Ja, która tłumaczy innym, na co zwracać uwagę, aby dbać o siebie.
Ja, która w czasie sesji coachingowych wspiera ludzi w ich sprawach do załatwienia.
Ja, która teraz nie jest w stanie ogarnąć siebie?
No więc zaczęłam działać.
Zapisałam się na badania.
USG całej siebie.
Zaawansowane badania krwi, z których wszystko widać.
I co?
Samo zdrowie.
Wszystko gra.
Tylko drobiazgi.
Więc skąd problem?
Jak sądzę, z psycho-somatycznych doświadczeń.
Podjęłam w ostatnim czasie sporo decyzji.
Ich rezultaty za chwilę wyjdą na światło dzienne.
Zajmuję się ogromną ilością projektów.
Do tego mam ambicje bycia perfekcyjną panią domu.
Oczywiście jako mama i partnerka też nie chcę zawodzić.
No i przyjaciół trzeba dopieścić.
I dobrze wyglądać, schudnąć, lepiej się odżywiać, ćwiczyć…
I rodzi się pytanie, co jeszcze?
Co jeszcze mogę zrobić dla świata, dla innych, dla siebie… czasem.
Sama widzę, że czas wybrać.
Zdecydować, co chcę postawić jako najważniejszy priorytet.
O co mi tak naprawdę chodzi?
I chyba już mam J
Być może zastanawiasz się dlaczego o tym wszystkim piszę, po co się tak uzewnętrzniam?
Z jednego powodu: bo tak jest naprawdę!
Nie jestem automatem ani robotem.
Mam swoje słabsze dni.
Czasem nie wiem, czego chcę.
I czasem jestem po prostu bardzo zmęczona i zdezorientowana.
Udawanie i granie
Przeraża mnie, gdy ludzie „odrobinę publiczni”, nazwę ich „trochę rozpoznawalnymi” pokazują się tylko w tym jasnym świetle.
Są idealni.
Wyjątkowi.
Im się nie zdarzają trudne sprawy, wyzwania i słabszy czas.
Dlaczego niektórzy z nas kreują swoje życie na zewnątrz jako pasmo niekończących się sukcesów i tylko wspaniałych doświadczeń?
Czy przyznanie się do słabości robi z nas słabego?
Wierzę w prawdę.
Wierzę w autentyczność.
Wierzę w bycie sobą.
Jednak nie wszyscy tak robią…
Dlaczego nie jesteśmy autentyczni?
Bo:
1. Paraliżuje nas strach przed tym, co pomyślą inni.
2. Nauczono nas mówić to, co naszym zdaniem chcą usłyszeć inni.
3. Boimy się braku akceptacji.
4. Staramy się dopasować.
5. Boimy się być szczerymi.
6. Chcemy być idealni.
7. Bo to trudne.
I tak tkwimy w tej spirali „amerykańskiego smile”, pomimo tego, że jest nam źle.
Że mamy dość.
Że potrzebujemy wsparcia.
Więc uroczyście oświadczam, że bywało u mnie lepiej.
Że dużo pracuję obecnie nad sobą.
I, że będę wdzięczna za każdą dobrą myśl, która pozwoli mi wrócić do mnie samej, takiej, jaką lubię siebie najbardziej.
I już jestem w tej właśnie drodze powrotnej J