Nasze balijskie wakacje dobiegają końca.

Z pewnością to nie jest mój ostatni pobyt na tej niezwykłej wyspie.

Wszystko jest tu inne, zaskakujące, oszałamiające i tak różne od tego, co znałam do tej pory.

 

Dziś wiem, że Bali to coś więcej, niż wyspa.

To coś więcej, niż kraj niesamowitych Balijczyków.

To więcej, niż słońce, ocean i różnorodność smaków, zapachów i dźwięków.

 

Bali to pewnego rodzaju stan duszy, głowy i emocji.

 

To stan umysłu.

 

Dlaczego?

 

Z wielu powodów.

 

Choćby balijskie podejście do życia.

Kilka dni temu, nasi współtowarzysze podróży zamierzali pojechać na zakupy.

Czekali na kierowcę, kiedy przyszedł smsa, że jest korek i się spóźni.

Po jakichś 90 minutach przyjechał uśmiechnięty i powiedział, że jest gotów do wyprawy.

Zero stresu, zero złych emocji, zero naszego polskiego przeklinania całego świata.

Ot tak, po prostu, był korek i tyle.

 

To, co jest również niesamowite, to ogromna wdzięczność z jaką Balijczycy podchodzą do życia.

Wszędzie wokół same uśmiechnięte twarze.

Słowa: dziękuję, proszę, wybacz, to hasła naczelne dla nich.

Czuje się tu atmosferę akceptacji i bycia wdzięcznym za każdą chwilę.

 

Dla Balijczyków niezwykłe znaczenie ma też rodzina i podejście do niej.

 

To naczelna wartość.

 

Dbanie o starszych rodziców, opieka nad nimi i powodowanie, aby ich ostatnie lata były bezpieczne, to jeden z elementów tradycji balijskiej.

 

I coś, co było dla mnie największym szokiem to podejście do śmierci, do odchodzenia najbliższych.

W tradycji Bali, pogrzeb to czas uśmiechu, radości i świętowania.

Nikt tu nie płacze, nie smuci się.

Wszyscy wierzą, że zgodnie z ich wiarą, bliska osoba idzie do lepszego świata.

I gdyby nie fakt, że sami uczestniczyliśmy w ceremonii pogrzebowej, trudno byłoby mi w to uwierzyć.

Wokół ludzie ubrani na biało, śpiewy, częstowanie jedzeniem i mnóstwo wdzięczności za czas, w którym była szansa na wspólne bycie z tym, kto odszedł.

 

Zadziwiający kraj.

Niezwykli ludzie.

 

I mnóstwo wewnętrznego spokoju we mnie.

Co jest łatwe, kiedy budzisz się patrząc na ocean.

Jesz podane przez tutejszych śniadanie i wylegujesz się na leżaku z inspirującą książką w ręku.

 

Czas wracać do polskiej rzeczywistości z wiarą, że balijski stan umysłu pojedzie ze mną!

I niech się stanie :)