Często zastanawiam się nad tym, czym jest bycie prawdziwym liderem.

Czy lider to osoba, która otrzymuje stanowisko dyrektora, kierownika czy prezesa?

Czy to ktoś, kto zostaje umocowany w zespole, przez kogoś innego, kto jest większy, bardziej wpływowy i naciska przycisk: „wyślij”, w obszarze finansów.

Czy może lider to ktoś, za kim po prostu idą ludzie?

 

Upadanie i wstawanie

 

Dla mnie to zdecydowanie ta ostatnia opcja.

 

Mam przekonanie, że wielu zarządzających, nie jest liderami.

Wielu z nich ma tylko funkcję.

A ludzie nie uważają go za prawdziwego lidera, z wielu względów.

 

Czy rola lidera jest prosta i łatwa?

 

Tak!

Tak wydaje się tym, którzy nigdy nie mieli szansy zarządzać innymi.

Tak uważają ci, którzy patrzą i komentują jak należy i co zarządzający powinien.

 

Nie!

Usłyszymy od tych, którzy kiedykolwiek byli w roli liderskiej.

Albo tych, którzy nie są w niej, ale z uwagą przyglądają się, na czym ona rzeczywiście polega.

Bycie liderem to padanie i podnoszenie się.

 

Jednak żaden lider nie jest w stanie się podnieść, jeśli jego zespół, jego ludzie nie będą mu w tym pomagać.

Wspierać go.

 

Dlaczego niektórzy nigdy nie będą prawdziwymi liderami?

 

W ostatnich dniach miałam możliwość przyglądania się upadkowi kolejnego „lidera”.

Ktoś, kto uważa, że ludzi można oszukiwać, ściemniać im i składać obietnice bez pokrycia, nigdy nie ma szansy stać się autorytetem.

Jeśli już, to krótkofalowo.

Bo jakimż liderem jest ktoś, kto po kolei traci ludzi wokół siebie.

Ktoś, kto pozostawia zgliszcza i same złe emocje w swoich poprzednich zespołach.

Ktoś, kto nieustannie widzi słabe strony wszystkich dookoła, a ma problem ze znalezieniem lustra.

Ktoś, kto po prostu notorycznie kłamie.

Ktoś, kto własne niepowodzenia usprawiedliwia działaniem innych.

Ktoś, kto mówi, a działa inaczej.

Ktoś, kto nie szanuje innych.

Ktoś, kto wie wszystko.

I przede wszystkim ktoś, kto rozczarowuje swoją postawą kolejne osoby, które w zaufaniu się przy nim pojawiają.

 

Czasem jestem zaszokowana tym, jak ludzie sami siebie bojkotują, sabotują i spychają się w zaułek, z którego trudno wyjść.

 

Niezwykłe jest, że taki ktoś ma „wszystko

Wspaniałą rodzinę, super auto i piękny dom.

Zespół, który z chęcią dla niego pracuje.

Przyjaciół, którzy są gotowi na wiele, żeby pomóc, wesprzeć.

Pieniądze, za które można kupić wiele.

 

A co wybiera?

 

Własne EGO.

Własną nieomylność.

Chorą pewność siebie.

I przekonanie, że cały świat jest zły, a ludzie są po prostu złośliwi i sprzysięgli się przeciw niemu.

Kolejny już raz.

W kolejnym projekcie.

Kolejny, ten sam scenariusz.

 

Może zamiast się autosabotować, warto spojrzeć w lustro i zadać sobie kilka pytań.

Po co?

Żeby za kilka miesięcy, znowu nie powielić schematu i nie stracić kolejnych osób, które zaufały i dostały to, co poprzednie.

 

A historia… lubi się powtarzać.

Szczególnie, gdy brakuje autorefleksji.