Coraz częściej pytacie mnie jak ja na co dzień radzę sobie ze stresem, z negatywnymi emocjami.
I właśnie dziś miał powstać wpis, w którym chciałam napisać o moich sposobach na sytuacje, które zaskakują, są pełne stresu.
Znowu los mnie sprawdził.
I oczywiście jak nie trudno było się spodziewać, życie zweryfikowało mnie, kolejny raz.
To zupełnie tak samo, jak w czerwcu ubiegłego roku, kiedy robiłam ostatnie korekty do mojej pierwszej książki: „Otrzep kolana i biegnij”.
Wówczas w ciągu sekundy straciłam cały plik z moją książką.
Wielu sądziło, że to chwyt marketingowy.
Nie, to nie był chwyt, ani żart.
To mój komputer spowodował, że plik „Otrzep kolana…” się zutylizował.
I co?
Pisałam raz jeszcze.
W ciągu 3 tygodni, codziennej pracy książka powstała.
A dziś?
Powrót do domku po wspaniałym weekendzie z przyjaciółmi.
Morze, piach, książka i pełen luz.
Potem korki, ale to było do przewidzenia.
Ba, nawet zaplanowane.
I wjazd do domu i słowa Syna: „Kot uciekł…”
Jaki kot?
Jak to?
Moja kotka?
Moje dziecko, moja córeczka?
Gdzie, kiedy, co?
I…okazało się, że czar prysł.
Gdzie był stres?
Blisko, bardzo.
Łzy, szukanie, bieganie, zniechęcenie, nowa nadzieja.
Nieprzespana noc, obklejona okolica, setki postów w necie o zwyczajach niewychodzących kotów, kiedy uciekają.
I stres.
Bezsilność, co jeszcze mogę zrobić?
Jak jeszcze mogę zadziałać?
Do kogo zadzwonić?
Kto wie, kto ma podobne doświadczenia?
I cały czas stres.
Oczy podpuchnięte od płaczu.
Bieganie po ogrodzie, szukanie, alarm u sąsiadów, w okolicy u naszej kochanej pani weterynarz.
I teraz to mogę napisać post o stresie.
Jest!
Wszechogarniający, wszechobecny.
Lęk, strach, niepewność.
I…, wiara, nadzieja, racjonalizowanie i nade wszystko działanie.
Co jeszcze mogę zrobić?
Ten post nie ma happy endu.
Kota nadal nie ma.
Nadal szukamy.
W sumie, to bardziej z nadzieją czekamy.
A stres?
Z nami, obok nas, przy nas.
Jaki?
Nazwany, okiełznany, pod kontrolą.
Wiem, że zrobiłam, co mogłam.
Moja strefa wpływu.
Wiem, że zaraz znowu zadziałam.
Wiem, że zrobię wszystko, co mogę, żeby moja kotka wróciła do domu.
Czy tak będzie?
Wierzę, że tak.
Czy to jest pewne?
Chyba nie.
Choć staram się myśleć inaczej.
Bo jak to jest ze stresem i panowaniem nad nim?
Nie na wszystko mam wpływ.
Ale wierzę, że mój spokój, mnie i mojemu kotu da więcej, niż szamotanie się, walka i…szukanie winnych, dlaczego uciekła…
I czekam!
I wierzę!
Przeczytaj moją książkę „Kod Życia. O tym, czego warto nauczyć się od kota” i wspieraj razem ze mną schroniska i bezdomne koty!
Mam ciarki jak to czytam.
Aniu – rację masz w tym, że jedynie spokój może nam pomóc w każdej stresującej sytuacji.
Ja też wierzę, że Twoja kotka się znajdzie
pozdrawiam serdecznie
Sabinka, je też. Tylko to czekanie… Buziaki:)
Aniu, napisałaś właśnie najbardziej stoicki wpis, o radzeniu sobie ze stresem, jaki kiedykolwiek przeczytałam. O tym, że to nie tylko słowa świadczy fakt, że sprawa ciągle świeża, pełna emocji i nadziei. Zrobiłaś wszystko to co w Twojej strefie wpływu. Czy można zrobić więcej? Nie. Teraz można mieć nadzieję na happy end bez wyrzucania sobie”.. co by było gdyby…”
Z całego serca życzę Happy Endu, choć nie znam nawyków kotów coś mi mówi, że wróci.
Dzięki Kasiu:) Na dziś wymyśliłam akcję poszukiwawczą, o 17.00 zaczynamy. Jestem pełna nadziei!
Pani Aniu. Może rozwiązaniem, złe słowo, wytłumaczeniem tego co spotkało Pani kotkę, będzie ostatnia sekwencja filmu „W głowie się nie mieści”. Mam tu na myśli dosłownie ostatnią sekwencję, gdy już pojawiają się napisy końcowe, zapala się światło i ludzie wychodzą z kina. Proszę zostać i zaczekać na fragment z kotem. Warto. A tak generalnie, to polecam film wszystkim. Nie ma znaczenia, że jest to bajka. Bajka, która niesie głębsze przesłanie o naszych marzeniach, wspomnieniach i emocjach, które nami kierują. Pomimo, że w filmie „występują” cztery kolory, a nie trzy jak w STRUCTOGRAMIE, to jest to,według mnie ciekawe, może mniej naukowe spojrzenie na to, dlaczego w pewnych sytuacjach zachowujemy się tak, a nie inaczej. Na pewne rzeczy, zdarzenia nie do końca mamy wpływ. Pozdrawiam i życzę miłego dnia :-)
Dziękuję, z pewnością poszukam filmu. Pozdrawiam:)
Aniu!
Piękny wpis. Szukajcie, działajcie, piszcie ogłoszenia. Ja znalazłam mojego kota 9ale wychodzącego) po 3 miesiącach, całego i zdrowego.
Trzymam kciuki za kicię i czekam na dobre wieści.
Uściski
Joasiu, dziękuję za otuchę. Wypatruję JEJ, a tymczasem kolejne 100 plakatów i kilkaset ulotek w ruchu jest. Wierzę, że wróci! Ściskam:)
Mój kot zwany dalej Szczęściarzem wypadł z okna z 3 piętra, 2 tygodnie po sterylizacji, w wieku około 10 miesięcy. Był płacz, zgrzytanie zębami, rozwieszanie informacji i zdjęcia… a w nocy wyjazd na kilka dni na Węgry.
Po miesiącu czasu zadzwonił telefon, że Pani z osiedla znalazła podobnego stwora co na zdjęciu. Szybka reakcja i działanie. Po chwili okazało się, że to rzeczywiście był nasz Szczęściarz… brudny, wychudzony, poobijany… jednak nasz…
Cuda się zdarzają… a kot od tego czasu jest niezastąpioną przytulanką ;)
Koty to niesamowite istoty. Jestem pod ich coraz większym wrażeniem. Cudownie,kiedy takie historie kończą się cudami:) Ściskam!