Pamiętam ten dzień, kiedy w chwili rozpaczy, gdzie znów zabrakło pieniędzy na czynsz i wróciłam sfrustrowana z mojej ówczesnej pracy, powiedziałam do mojej Mamy:

 

„Mam dość tego, jak żyję obecnie, mam dość oglądania ze wszystkich stron każdej złotówki, mam dość myślenia o tym, co będzie, kiedy znowu będę musiała wybierać między lekarstwem dla mojego dziecka, a wędliną na chleb. Mam dość! Zaczynam własny biznes. Otwieram swoją firmę”.

 

A po akcie desperacji?

 

Kiedy przypominam sobie tamtą deklarację, uśmiecham się.

Wyobrażałam sobie, że zarejestruję działalność gospodarczą w urzędzie, zusie i gdzie jeszcze trzeba i wszystko się zmieni. Wszak, miałam przekonanie, że jako „prywaciarz”, czyli biznesłomen szybko pozbędę się swoich kłopotów. Szczególnie tych finansowych.

 

Jak szybko zmieniła się moja perspektywa  :)

 

Jak widać wszystko w moim własnym działaniu zaczęło się od niezadowolenia i motywacji, zwanej tą „na kija”.

Uznałam, że firma załatwi za mnie wszystko.

Więc zaczęłam od tego, czego najbardziej się bałam – papierologii, urzędów itp.

 

Czy dam radę?

 

Okazało się, że to zaledwie szczyt góry lodowej.

No bo przecież, kiedy otwierasz biznes, na swoją usługę musisz znaleźć klienta. A zanim to, warto pomyśleć, co miałoby być tą usługą?

 

Umiałam uczyć historii i sprzedawać ubezpieczenia na życie. Uwielbiałam też mówić do ludzi i pisać. Tylko, jak z tego wszystkiego żyć?

 

Tak zaczyna się historia mojego biznesu. Dziś, 20 lat później mogę o tym pisać z większą łatwością, bo to wszystko się po prostu zdarzyło i wiem, co robić.

Ale też zdaję sobie sprawę z tego, czego nie robić jako osoba prowadząca biznes.

Ale o tym następnym razem  :)

 

Jak to wszystko się zaczęło?

 

Już od dziecka wiedziałam, że chcę, że będę uczyć innych. Wpierw po studiach historycznych na UMK w Toruniu zaczęłam uczyć dzieci. Przez 12 lat uczyłam więc, w szkole, historii.

Wiedziałam, że uczenie się, rozwój, edukacja, mózg mają coś wspólnego z pieniędzmi. Ale jako nauczyciel, pomimo tego, że należałam do grupy tych, którzy się sami rozwijali, nie zarabiałam kokosów.

 

Zaczęłam się zastanawiać jak połączyć pasję, rozwój, biznes i pieniądze?

Kiedy za przeprowadzone przeze mnie warsztaty, w 1997 roku, otrzymałam połowę mojego miesięcznego wynagrodzenia w szkole, zrozumiałam, że znalazłam jakiś klucz.

Dwa dni pracy, a tak naprawdę, wspaniałych chwil z innymi ludźmi i godziwa zapłata.

 

Wiedziałam, że to mi nie da już spokoju.

 

Że teraz, kiedy wiem, że praca może dawać i fan i pieniądze, już nie spocznę, zanim nie wdrożę tego w życie.

I tak podjęłam decyzję – zakładam własny biznes.

Jakie emocje mi towarzyszyły?

Przede wszystkim strach, lęk, niepokój, ale też ekscytacja, zaciekawienie i wielka nadzieja. Czy było łatwo, lekko i przyjemnie?

 

Nie zawsze.

Ale, dziś wiem, że warto było.

 

1998 rok

Wówczas powstał mój pierwszy biznes.

Maleńka, jednoosobowa firma z moją osobą na czele.

Na początku wszystko robiłam sama.

Potem, z czasem okazało się, że albo mogę uczyć i być na sali szkoleniowej, albo w tym samym czasie przygotowywać materiały na kolejne szkolenie.

Wiedziałam, że potrzebuję wsparcia innych ludzi.

Zatrudniłam mojego pierwszego pracownika.

Na wszelki wypadek – stażystę.

Żeby czuć się bezpiecznie.

Potem okazało się, że trzeba podjąć większe ryzyko i zawrzeć z nim umowę o pracę.

Pamiętam, jaki stres wówczas przechodziłam.

Cały czas pracowałam jeszcze na etacie, ucząc dzieci w szkole.

Pieniądze były towarem deficytowym.

A moja firemka rosła i sami nie dawaliśmy już rady.

 

Po kilku latach podjęłam decyzję o odejściu z etatu. A jak pamiętasz, pracowałam na ciepłej posadce w szkole. Kocham przeszłość. Historię. Kiedy zagłębisz się w wiedzę o 3 kolorach mózgu, zrozumiesz, dlaczego postanowiłam studiować historię :)

Taka biostruktura…

 

Moi znajomi, kręcili mi kółka na głowie, że zwalniam się z etatu.

Dziś wiem, że to była bardzo ryzykowna decyzja, ale z perspektywy czasu bardzo właściwa.

A potem?

Dla mnie nie było odwrotu, musiało się udać.

Jak mawiali w Start reku: „Porażka nie wchodzi w grę” :)

Długo by opowiadać, jak to od wtedy wyglądało, do dziś.

Dlaczego pozwalam sobie na pisanie o biznesie i tym, co powoduje, że on rośnie?

 

Ponieważ, popełniałam wiele błędów i dzięki nim, nauczyłam się jak działać.

 

Właśnie mija 20 lat prowadzenia przeze mnie tegoż biznesu.

 

Dziś zarządzam kilkoma firmami. Jestem prezesem jednej z nich, vice prezesem innej (fantastycznej, która uczy angielskiego w 6 miesięcy, nie mogę nie zareklamować www.szybkiangielski.pl).

 

Jestem dyrektorem generalnym, neurocoachem i mam swoje kierunki na studiach podyplomowych renomowanych uczelni wyższych.

A… i w 2011 roku przy moim współudziale pojawiła się w Polsce metoda treningowa STRUCTOGRAM®, która tak naprawdę stała się sensem mojego biznesu.

 

Mam też wiele projektów w swoich rękach, które mam nadzieję będą rosły szybko i szczęśliwie.

Wymyśliłam sobie swoje wydawnictwo, gdzie wydaję swoje książki.

I dziś jest nas we wszystkich firmach, które budujemy każdego dnia, kilkadziesiąt zmotywowanych osób i te firmy radzą sobie na obecnym, niezbyt łatwym rynku.

 

Po co to wszystko piszę?

 

Jeśli myślisz, że po to, żeby się pochwalić to znaczy, że mnie nie znasz…

To wszystko po to, żeby pomóc Ci w Twoim biznesie.

Żeby powstał, a potem już tylko rósł i pozwalał Ci żyć szczęśliwiej, lepiej, radośniej i spełniać Twoje marzenia.

 

Zapraszam do wspólnej drogi i obserwowania fanpage na Facebooku DNA w Biznesie – STRUCTOGRAM – Ania Urbańska i Paweł Jarząbek, gdzie dzielę się z Tobą 20-toma największymi błędami, jakie popełniłam przez tych 20 lat w swoim biznesie.

Link do moich 20 błędów :)

Razem z moim partnerem biznesowym – Pawłem Jarząbkiem – stworzyłam coś więcej niż biznesowy poradnik. Mowa o książce „DNA Biznesu. Rób biznes na własnych zasadach. 19 lekcji, których nie nauczy Cię żaden uniwersytet” To zbiór dokładnie przemyślanych, a przede wszystkim potwierdzonych działań, dzięki którym Twój biznes będzie chodzić na najwyższych obrotach.

Mam nadzieję, że da Ci to wielkie wsparcie :-)

Zapraszam!